Być jak Arnold

18 września 2017
Być jak Arnold

Wywiad z Arturem Nogalskim, blogerem, specjalistą od siłowni i crossfitu, zwycięzcą konkursu Profilu Aktywnego w kategorii fitness.

Aktywność jest dla niego jak oddychanie, jedzenie czy spanie – czymś naturalnym, a Arnold Schwarzenegger to człowiek, który inspiruje go do działania. Końcem sierpnia Artur wyjechał do Los Angeles, by spełnić swoje największe marzenie: zrobić trening w kultowej siłowni Gold’s Gym. To projekt, który realizuje dzięki wygranej w konkursie dla aktywnych blogerów zorganizowanym przez naszą redakcję. Dlaczego właśnie LA i dlaczego Gold’s Gym?

Zawsze byłeś typem aktywnym?

Raczej tak. W szkole podstawowej jeździłem na zawody lekkoatletyczne, potem grałem w piłkę ręczną. Na tym etapie doszła też siłownia, która wciągnęła mnie na dobre. I ta nasza wspólna przygoda trwa już od jakichś 14 lat.

Co uważasz za swoje największe aktywne osiągniecie?

Nigdy nie byłem typem, który chce startować w zawodach, zdobywać medale. Zawsze za to chciałem motywować innych. I chyba właśnie dlatego postanowiłem założyć bloga. Od tego czasu naprawdę sporo się u mnie zmieniło: pojawiły się zaproszenia od organizatorów targów sportowych, maile od ludzi, których w jakiś sposób zmotywowałem do działania, ale też wiadomości z prośbą o radę – jak zacząć, jak trenować.

Blog to chyba też fajny sposób na motywowanie samego siebie?

Jasne. To dla mnie taki pamiętnik, bo przecież oprócz treści stricte poradnikowych dokumentuję w nim swoje własne treningi. Kiedy dziś patrzę na siebie sprzed kilku lat, widzę różnicę, widzę efekty. To działa mobilizująco.

A skąd pomysł na Los Angeles i Gold’s Gym?

Nigdy nie byłem w USA, a zawsze chciałem zobaczyć Los Angeles i Nowy Jork. Zresztą, w jednym z pierwszych tekstów na blogu napisałem, że trening w Gold’s Gym to moje wielkie marzenie. To miejsce to mekka wszystkich osób zainteresowanych zdrowym stylem życia i pracą nad ciałem. Tutaj trenowały największe gwiazdy złotej ery kulturystyki, czyli Arnold Schwarzenegger czy Franco Columbu.

Arnolda masz wytatuowanego na łydce. To chyba nie przypadek?

Arnold to człowiek, który mnie inspiruje. Kiedy zaczynałem trenować, dostęp do internetu nie był jeszcze tak powszechny jak dziś. Ćwiczyło się na podstawie materiałów z gazet, a na co drugiej okładce był właśnie Schwarzenegger. Zacząłem się nim interesować, przeczytałem jego biografię. To człowiek, który osiągnął dużo nie tylko w sporcie czy w świecie filmowym, ale też jako biznesmen czy polityk. Nie każdy wie, że swój pierwszy milion zarobił jeszcze zanim został znanym aktorem. To postać, która może inspirować.

A co takiego jest w Gold’s Gym, że każdy miłośnik siłowni chce trenować właśnie tam?

Myślę, że chodzi o historię i ten wyjątkowy klimat. Siłownia istnieje od 1965 roku i była jedną z pierwszych na świecie. Trenowali tu wszyscy najwięksi mistrzowie świata, zdobywcy Mr. Olympia. No i można tu spotkać elitę światowej kulturystyki. To robi wrażenie.

 A jak dużo miejsca treningi zajmują w Twoim życiu?

Trenuję 5 razy w tygodniu, ok. godziny, półtorej. Odkąd trenuję, czyli od jakichś 14 lat, nigdy nie miałem dłuższej przerwy. Teraz jestem już na takim etapie, że jeśli przez kilka dni nie wykonam treningu, to źle się czuję, nosi mnie. Treningi nie są dla mnie czymś, do czego się muszę zmuszać, są tak samo naturalne, jak jedzenie, spanie.

 Na zdjęciach i filmikach widać, że trenujesz nie tylko na siłowni, ale też w plenerze.

Tak, to świetna alternatywa. Odkąd kupiłem sobie TRX’a mogę trenować praktycznie wszędzie, pod warunkiem, że jest pogoda. Najczęściej jest to plaża – szukam tylko miejsca, gdzie mógłbym podpiąć mojego TRX’a. W zeszłym roku w Sopocie rozstawiono bramkę crossfitową – bardzo fajna sprawa. W tym roku pojawiła się ona w Gdańsku. Trenuję też w parkach. Jest to tym łatwiejsze, że coraz częściej można znaleźć miejsca, w których jest zamontowana siłownia pod chmurką.

 A jaki sprzęt wybierasz na siłowni?

Teraz chodzę na siłownię z dużą ilością hammerów. Oczywiście na treningach zawsze mieszam je z wolnym ciężarem. Od czasu do czasu pojawiają się też treningi crossfitowe, ale wtedy głównie skupiam się na przysiadach, martwych ciągach i muscle up’ach.

Pewnie wszystkich interesuje, ile podnosisz?

No tak. Ostatnio w martwym ciągu udało mi się podnieść 200 kg. Na klatę podnoszę ponad 140 kg, a w przysiadach max. 160 kg, ale dużo zależy od dnia. Staram się unikać robienia maksów.

Życzymy powodzenia i czekamy na relację z pobytu w Los Angeles!

Aktywna Redakcja

Jako że nosi nas nieustannie, a głowę mamy pełną pomysłów nie wyobrażamy sobie, by od czasu do czasu do materiałów nie dodać czegoś od siebie. W roli głosu redakcyjnego będziemy zadawać pytania, robić wywiady z inspirującymi ludźmi, informować o ciekawych eventach i tworzyć treści przy współpracy ze specjalistami z danej dyscypliny. Mówiąc krótko: uwielbiamy inspirować, motywować, trenować, zatem możecie mieć pewność, że będzie się działo.

Mogą Ci się spodobać

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Zgadzam się