Austria jesienią: już po sezonie i jeszcze przed
Październikowe wysokie temperatury i wiadomość o wznowieniu ruchu narciarskiego na całorocznym lodowcu Molltaler Gletscher skłoniły nas do podjęcia decyzji: na spóźnione wakacje jedziemy do Austrii!
Więcej o narciarskich przygodach w tym wyjątkowym regionie i samej podróży możecie przeczytać w poprzednim tekście: Molltaler: na narty wcale nie trzeba czekać do zimy.
A teraz zapraszam do opowieści o tym, dlaczego Alpy i Austria są świetną propozycją na aktywny wypoczynek. Zatrzymaliśmy się na dłużej w Karyntii, ale po drodze odwiedziliśmy też inne landy.
Słowiańskie akcenty Karyntii
W VI wieku Karantanie założyli tu jeden z pierwszych słowiańskich organizmów państwowych. Dzisiaj Karantania to Karyntia, wciąż jednak Słoweńcy karynccy stanowią tu liczną mniejszość narodową (ponad 13 tys. osób w samym regionie), a wiele tablic z nazwami miejscowości jest dwujęzycznych.


Karyntia znajduje się na południu Austrii i graniczy z Włochami i Słowenią. Z polsko-czeskiego przejścia granicznego w Gorzyczkach do stolicy regionu Klagenfurtu jest zaledwie 610 km. W tym mieście położonym nad jeziorem Worthersee mieście żyje ponad 97 tys. mieszkańców (6. pod tym względem w całym kraju).
Nam Karyntia może się kojarzyć z nieudanym występem Polaków na Mistrzostwach Europy w piłce nożnej w 2008 roku – w Klagenfurcie przegraliśmy z Niemcami 0:2 i Chorwacją 0:1. Ale są też pozytywne akcenty. Jako dziecko spałem w Villach, drugiej największej miejscowości Karyntii, gdy przyjechaliśmy na finałowe zmagania w Pucharu Świata w skokach narciarskich w położonej opodal Planicy. Adam Małysz odbierał tu wtedy Kryształową Kulę, a Fin Matti Hautamaeki pofrunął na rekordowe wówczas 231 metrów.

Dość o profesjonalnym sporcie. Tym razem tylko przejeżdżaliśmy nad Klagenfurtem, a krajobrazy, jakie malowały się za oknami samochodu po wjeździe w wysokie góry, upewniły nas w przekonaniu, że żyjący tutaj ludzie muszą być szczęśliwi.
Weissensee!
Woda w Worthersee ma kolor błękitny i można w niej snurkować. Wygląda jak Adriatyk, a latem ściągają tam tłumy turystów.
Właśnie jeziorami wyróżnia się Karyntia. Połączenie wysokich gór i śródziemnomorskiego klimatu tworzy wyjątkową mieszankę uwielbianą zarówno przez narciarzy (duża liczba dni słonecznych w roku), jak i fanów campingów, którzy przyjeżdżają wypoczywać nad wyjątkowo ciepłymi akwenami. Jest ich tutaj ponad 200, w Karyntii znajduje się też 8000 km cieków wodnych, 60 źródeł wód i 43 lodowce.

Sami udaliśmy się nad położone na 930 m.n.p.m. Weissensee (Białe Jezioro). Latem temperatura wody sięga tu nawet 24 stopni Celsjusza, co czyni je najcieplejszym jeziorem w Austrii. Słynie z krystalicznie czystej, zdatnej do picia wody (zabroniony transport motorowy), jest znane wśród wędkarzy, a wokół tego rynnowego jeziora znajdują się liczne hotele, gasthoffy, campingi i restauracje.

W październiku miejsce sprawia wrażenie wyludnionego, w trakcie spaceru mijają nas pojedynczy spacerowicze i kolarze górscy. Co innego zimą. Na przełomie stycznia i lutego nad zamarznięte jezioro zjeżdżają Holendrzy, kochający łyżwiarstwo jak mało który naród. Nad Weissensee organizują „Alternatywę biegu 11 miast”, gdy pokrywa lodowa w Niderlandach nie pozwala na rozegranie biegu u siebie. Do Austrii przyjeżdża ich wtedy naraz nawet 5000! Śmiałkowie ścigają się w biegu, którego długość to… 200 km!
Weissensee słynie z łyżwiarstwa i curlingu, a powstający tu lód to największy obszar naturalnego lodu na całym kontynencie. Ponadto wokół jeziora istnieją liczne trasy do narciarstwa biegowego dostępne za symboliczną opłatą, a nawet… mały ośrodek narciarski z rodzinnymi trasami. Niewielki jak na warunki austriackie, gdyż w Polsce byłby jednym z najwyżej położonych w kraju.


.png)



Po niespiesznym spacerze decyduję się na krótką kąpiel. Woda jest lodowata!

Pod Molltalerem z dzieckiem
Góry pełnią bardzo ważną rolę w naszym życiu. Tym bardziej chcieliśmy w nie zabrać trzymiesięcznego Janka (to jego przyjście na świat pokrzyżowało nam wakacyjne plany). Obsługa kolei nie zareagowała zdziwieniem na pytanie: czy możemy wyjechać z dzieckiem w wózku?



Alpy są częścią codziennego doświadczenia autochtonów, dlatego kolej Molltaler Express Gletscher dzielimy m.in. z dziećmi odbywającymi treningi na lodowcu. Po wyjściu z metra idziemy na spacer równą, asfaltową drogą, która prowadzi w górę doliny Wurtental do podzielonych tamą Weißsee i Hochwurtenspeicher. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wysokość – jesteśmy powyżej 2200 m.n.p.m.

Drogi na bardzo dużych wysokościach to tutaj normalność, niektóre zaliczają się do atrakcji turystycznych. Ta, którą szliśmy, jest zamknięta dla zwykłego ruchu i służy tylko dostawom i serwisom (u podnóża lodowca znajduje się hotel z restauracją). Jednak można wyjechać też na przełęcz pod szczytem Grossglockner, notabene najwyższego w Austrii (3798 m.n.p.m.). Można zahaczyć jeszcze o Centrum Turystyczne na Wzniesieniu im. Franciszka Józefa z interaktywną wystawą w środku (kino!) Peak Grossglocknera podobno znajduje się w granicach Karyntii, przynajmniej tak twierdzą lokalesi.


Wracając na Molltaler, zimą wzdłuż zbiorników wodnych prowadzi trasa narciarska nr 5, dając niesamowitą perspektywę. Kolejne jezioro, Stübelesee, znajduje się u podnóża gondoli wwożącej narciarzy na sam lodowiec. Robimy zdjęcia i obiecujemy sobie, że wrócimy na dłuższy trekking, gdy mały podrośnie. Póki co, mały wraca kolejką wydrążoną w skale na dół, a duży jedzie na lodowiec. Zobacz relację ze stoku!
Obervellach i Hallstat, czyli wieś alpejska
Austria to porządek i czystość. Tyczy się to zarówno autostrad, po których najdroższe samochody jeżdżą z przepisową prędkością (na alpejskich odcinkach trasy obowiązuje ograniczenie do 100 km/h), jak i samej wsi. Równo przystrzyżona trawa, domy i ulice jak od linijki, wszechobecna zieleń, żadnych śmieci i widoki na alpejskie szczyty w tle. Wszystko to hipnotyzuje!
W Obervellach, gdzie się zatrzymujemy (15 km od stacji Molltaler Gletscher i tyle samo do stacji Ankogel-Mallnitz), jest piękna, słoneczna jesień i nic nie wskazuje, że za parę tygodni zawita tu zima i nie odpuści aż do kwietnia.



Wysoko ponad miejscowością jeżdżą pociągi po kamiennym wiadukcie, a pozdrawiający się mieszkańcy przesiadują na kawie. Poza turystyką mieszkańcy trudnią się tu rolnictwem, jest parę sklepów, jakiś fryzjer, stacja benzynowa i obowiązkowo warsztat połączony z salonem samochodowym. Ta część Europy jest jedną z najbogatszych, po domach znać, że to niespieszne życie pośród majestatycznych widoków kosztuje krocie.
Zamieszkaliśmy w potężnym, trzypiętrowym domu, a klucz odebraliśmy po prostu ze skrytki przy garażu. Oprócz nas nie było w nim nikogo, a panią dozorczynię spotkaliśmy po paru dniach. Wrażenia trochę jak w filmie „Lokator” Polańskiego.
W Obervellach z pewnością warto się wybrać ścieżką prowadzącą przez kanion wśród wodospadów Groppenstein Gorge. Wodospady to kolejny znak firmowy Karyntii, są prawie na każdym kroku. Gorge spada z wysokości ok. 30 m!
W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze m.in. o słynne Hallstat z listy UNESCO. To już poza Karyntią, w Górnej Austrii, w regionie Salzkammergut.

Jedna z najsłynniejszych austriackich miejscowości, zlokalizowana nad jeziorem Halsztackim, ściąga tłumy turystów z Azji – rok do roku przyjeżdża tu ok. 800 tys. turystów, a Chińczycy są na trzecim miejscu. Jest wśród nich tak kultowa, że zapragnęli ją mieć u siebie i dosłownie sklonowali miasto, budując replikę 1:1 u siebie (w odbiciu lustrzanym). Mają tupet, gdyż zrobili to bez pytania!




Mimo to dzięki sprawnemu systemowi zaparkowaliśmy bez problemów (to nie Szczyrk) i podążyliśmy to zobaczyć. Ciasno poupychane na stromym zboczu kamienne i drewniane domki wyglądają, jakby miały zaraz zaznać kąpieli. Osobliwym miejscem jest kaplica pełna ludzkich czaszek. To efekt braku miejsca na cmentarzu – przy wymianie „lokatorów” grobów postanowiono zachować właśnie je i piszczele.

Opodal Halstatt położone jest inne zjawiskowe jezioro - Ebensee. Trudno nie popaść w zachwyt.

Pozostaje jeszcze pytanie. Czy miejsca tak tłumnie odwiedzane (nawet po sezonie!) mają jeszcze w sobie to coś? Cóż, warto samemu wyrobić sobie zdanie.
Karyntię dopiero poznamy
W ciągu tego tygodnia widzieliśmy wiele, autor pojeździł na nartach, ale pozostaje uczucie niedosytu – Karyntia wręcz onieśmiela swoim potencjałem turystycznym. Wrócimy tu, wyposażeni w kartę Karnten Kard. Kosztuje ponad 70 euro za sezon lub ponad 40 euro za tydzień w wysokim sezonie i umożliwia duże zniżki lub darmowe wejścia do większości atrakcji turystycznych.
„Karyntia, czyli ciesz się życiem” czytamy na jednej z polskojęzycznych stron dedykowanych regionowi. W tym haśle nie ma ani odrobiny przesady.
Relacja: Dominik, Ola i Janek
Foto: Ola Lenard
Dominik Łaciak
Od ponad 20 lat jest w trudnym (dla swojej kieszeni) związku z narciarstwem. W górach spędza ponad 40 dni w roku – jako pasjonat, pilot i instruktor narciarstwa. Najczęściej spotkacie go na Chopoku i Pilsku. Dominik praktycznie od zawsze lubił jeździć na nartach, ale kiedy poznał narciarstwo pozatrasowe, przepadł na dobre. Na całe szczęście, dzięki pracy instruktora, może łączyć przyjemne z pożytecznym i w górach spędzać znaczną część roku. Dominik to zresztą nie tylko praktyk. O narciarstwie pisze, narciarstwo fotografuje i filmuje. O swojej pasji opowiada m.in. na mikroblogu: https://www.facebook.com/dlaciak/.