Na Babią Górę bez tłoku na trasie!

05 sierpnia 2019
Na Babią Górę bez tłoku na trasie!

Babia Góra jest w sam raz. Przy dobrych warunkach pogodowych raczej nie jest wielkim wyzwaniem, jednak to wciąż 1725 m.n.p.m. i najwyższy szczyt w Beskidach owiany wieloma legendami. Słowem: trzeba tam być, tylko jak ominąć tłok na trasie?

Odpowiedź jest prosta – ominąć najpopularniejsze szlaki biegnące z Krowiarek od strony polskiej. Wybraliśmy się przetestować wariant ze Słanej Wody, zaledwie parę kilometrów za granicą w Korbielowie.

Gdy miniemy już Korbielów i Orawską Polhorę, uważnie przyglądamy się drogowskazom – jeden z nich pokieruje nas we właściwym kierunku. Skręcamy w lewo i już po chwili zmierzamy piękną, wijącą się po charakterystycznych orawskich łąkach drogą. Robimy przystanek przy nowozbudowanej wieży obserwacyjnej z ekspozycją na Babią Górę.

Nie, wyjście do góry nie kosztuje 5 zł, a zdjęcie 10. Nie jesteśmy w Polsce. Ahoj, Slovensko!

Również parking parę kilometrów dalej jest darmowy, a życie dzieje się tam niespiesznie – zamiast straganów z ciupaskami mijamy kilkunastu biegaczy. Wyglądają jak rącze konie, kiedy tak biegną po szlaku Hviezdoslava, pisarza często przebywającego w tym miejscu. Mijamy jeszcze dziesiątki krów, nim na dobre rozpocznie się wspinaczka.

Jeszcze po drodze czytamy, że Les nie je smetisko! i sprawdzamy, jak długo rozkładają się poszczególne śmieci. W górach zabieramy ze sobą nawet (a może zwłaszcza!) niedopałki. Wiedzieliście, że może się rozkładać nawet 10 lat?

Zanim wyruszymy na dobre, parę informacji o Babiej Górze. To najwyższy szczyt Beskidów (1725 m.n.p.m.), który z uwagi na panującą zwykle na szczycie niepogodę nazywany jest też Kapryśnicą. Oficjalna nazwa głównego wierzchołka jest równie mroczna – to Diablak.

Na Babiej Górze przy złej pogodzie pobłądziło już wielu, niebezpiecznie bywa przede wszystkim zimą. Mimo że wydaje się łatwa, góra prawie każdego roku kogoś zabiera. Na stromych stokach występuje tu ryzyko lawinowe, groźne są też burze. Dlatego warto zadbać o odpowiedni strój i zadbać o przydatne akcesoria:

Jedziesz w góry? Dobrze się ubierz!
Czytaj dalej →

Wreszcie legendarne już są wschody Słońca na Babiej Górze. Kiedy wybraliśmy się tam przed rokiem paczką przyjaciół, na szczycie dzieliliśmy widok z… paroma setkami osób! Zdecydowanie Babia Góra jest bardzo popularnym miejscem.

Choć nie od strony słowackiej, gdzie wracamy na szlak żółty.

Szlak jest stosunkowo łatwy (przyjemny!) i widokowy. W dolnej części idziemy wzdłuż potoku Bystra, co zapewnia nam dostęp do pysznej, czystej wody i przyjemne szumienie. 

Dalej zaczyna się już trochę stromsze podejście, ale to wciąż nic trudnego. To idealny szlak, żeby przegadać całą drogę. Co ciekawe, nosi imię Jana Pawła II.

Co jakiś czas znajdują się miejsca postojowe – zazwyczaj stoły piknikowe, ale po drodze natrafimy też na kolejną wieżę obserwacyjną. Absolutnie rozbudzające wyobraźnię są z kolei przesłonięte od wiatru wiaty z półpiętrem przygotowanym do darmowego noclegu. Rzeczywiście, gdy schodziliśmy, mijało nas wielu turystów zmierzających na nocny biwak. Dobry den!

Niestety, na wysokości kosodrzewiny (ok. 1500 m.n.p.m.) zastała nas mgła. I już wiedzieliśmy, że nici z widoków ze szczytu, za to przyjemnie nas ochłodziła. No cóż, następnym razem, nie był to pierwszy, a tym bardziej ostatni raz na Babiej.

Podejście aż do samego szczytu jest łagodne – nie ma tu elementów wspinaczkowych, jak po polskiej stronie. Ostatnie kilkaset metrów to kamienne schody. U góry oczywiście wieje, spędzamy tam kilka chwil i nie przerywając rozmów, rozpoczynamy zejście. Całość zajmuje nam jakieś 2,5 – 3 godzin.

Ostatecznie w trakcie całej wędrówki minęliśmy może kilkunastu innych turystów. No więc na pewno warto sprawdzić ten żółty szlak biegnący ze Słanej Wody.

Dominik i Kamil

Dominik Łaciak

Od ponad 20 lat jest w trudnym (dla swojej kieszeni) związku z narciarstwem. W górach spędza ponad 40 dni w roku – jako pasjonat, pilot i instruktor narciarstwa. Najczęściej spotkacie go na Chopoku i Pilsku. Dominik praktycznie od zawsze lubił jeździć na nartach, ale kiedy poznał narciarstwo pozatrasowe, przepadł na dobre. Na całe szczęście, dzięki pracy instruktora, może łączyć przyjemne z pożytecznym i w górach spędzać znaczną część roku. Dominik to zresztą nie tylko praktyk. O narciarstwie pisze, narciarstwo fotografuje i filmuje. O swojej pasji opowiada m.in. na mikroblogu: https://www.facebook.com/dlaciak/.

Mogą Ci się spodobać

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Zgadzam się